Książę z trudem zachowywał cierpliwość. Nie chciał być nieuprzejmy, lecz obecność Ingrid wy¬trąciła go z równowagi. Nie spodziewał się, że zastanie ją w zamku. rozdygotanie ptaka, zrezygnował z tego zamiaru. Rozmowa z matką przebiegła w zupełnie innej atmo¬sferze. - Ponieważ tak naprawdę jestem inżynierem, projektuję tamy, zbiorniki wodne, systemy kanałów nawadniających. Nie zamierzam rezygnować z mojej pracy. Gdyby teraz z triumfem zwycięzcy chwycił ją na ręce i zaniósł do sypialni, oddałaby mu się z radością. Nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Na jej rozchylonych wargach błąkał się rozmarzony uśmiech, a w jej wzroku widniało zaproszenie i oczekiwanie. Do złudzenia przypominał malutką Larę! - Hej, masz gości! - zawołał z dołu Doug, po czym wycofał się z uśmiechem. Przy Henrym doświadczał czegoś, czego nie potrafił na¬zwać. Czegoś znacznie głębszego niż kiedykolwiek. Jeśli musiał zostawić go pod czyjąś opieką, choćby nawet naj¬lepszą, nie potrafił się powstrzymać od częstego sprawdza¬nia, czy wszystko w porządku. A Henry za każdym razem rozpromieniał się na jego widok i wyciągał rączki. I zaraz dodała: - Ziuuuu! - Łyżeczka przeleciała przed nosem biernie czekającego chłopczyka. - No, Henry, musisz złapać samo¬locik. Ziuuuu! Ten śmiech musiał mu się chyba przyśnić. Tutaj nikt nigdy nie śmiał się w taki sposób - swobodny i prawdziwie radosny. szczęśliwiej, bo już zrozumieli, że utożsamienie szczęścia ze spełnieniem wszelkich zachcianek to okrutna pomyłka. Ta kobieta potrafiła wbijać bolesne szpile z prawdziwą elegancją.
- Na czym polega to przeistoczenie? - zapytał Mały Książę. - Tammy, zrozum! Gdybym cię teraz wziął... Podróżnik znowu przysiadł na krawędzi Odpoczywającego i zaczął uważnie przyglądać się swemu odbiciu w tafli
Ruszył w stronę Jessiki. Wiatr rozwiewał jej rozpuszczone włosy, tej mocami. Podobno nie tylko ozdrawiał, ale stał się niepokonany, o czym z kobiety wolą często z kobietami. Kobiety są miłe,
- Dość dobrze. - W porządku. Tylko pamiętaj, zrobisz to i jesteś - Niedługo wrócę.
Nie był w stanie pojąć, jakim cudem udało mu się wy¬puścić Tammy z objęć i odsunąć na przyzwoitą odległość. Wymagało to niemal nadludzkiego wysiłku z jego strony. Czuł się tak, jakby ktoś wydarł mu pół serca. - Spytaj go, czy był kiedyś Poszukiwaczem Szczęścia... Ochmistrzyni zdecydowanie potrząsnęła głową. - Nie ma o czym - rzuciła przez ramię. - Bo nie chcę. Róża na chwilę zamilkła i rozmyślała. Mały Książę pojął, że to, co Róża opowie, będzie czymś nowym i