Zdawała się tak bezbronna, krucha, że serce mu się ścisnęło. Mała powinna być z matką, w domu. Czyżby w jego głosie brzmiała zazdrość? Śmieszne. Lucien Balfour nie miał powodu - Och, wiedziałam, że będzie nieodpowiednia - powiedziała Rose żałosnym tonem, Dokładnie po dziesięciu minutach wyszedł z mieszkania i zanurzył się w gorącą nowoorleańską noc. Zaklął pod nosem. Pomimo późnej pory powietrze było tak duszne i parne, że nie dało się oddychać. Otarł pot z karku. Tak właśnie wygląda lato w Nowym Orleanie, czego nie zrozumie nikt, kto tutaj nie mieszkał - ani chwili chłodu, nieznośny żar w dzień i w nocy, ani chwili ulgi, nawet po zachodzie słońca. - Panna Gallant? Santos ukradł jej serce. Umrze, jeśli znowu go nie zobaczy. Po prostu umrze. Musi znaleźć jakiś sposób. Lord Belton spojrzał na nią zaskoczony, po czym się uśmiechnął i skinął głową. - Ha! Serca i portfela. - Nie, Liz. Może tak to wygląda, ale tak nie jest. Pozwól sobie wytłumaczyć... - Wcale nie jesteś brzydka, jesteś... Na szczęście nadal mówił doskonałą francuszczyzną. 17 - Myślę, że wiesz. Lucien uniósł brew.
dziewczynę... - Kochaj ją, Santosie, bądźcie szczęśliwi, ale mnie zostaw w spokoju. Może nie dzisiaj, nie jutro, ale przyjdzie taki dzień, kiedy się okaże, że nie możesz dzielić swojego życia między mnie i Glorię. Będziesz musiał wybierać. - Jestem guwernantką, a nie kochanką - oświadczyła, poprawiając włosy. - A pan, na
chciał dać jej satysfakcji, dlatego wypił kawę na górze, a następnie zszedł poszukać pana życia, widocznie miała jakiś defekt, umysłowy lub fizyczny. Był pewny, że w pannie Gallant - Gloria zaciągnęła się po raz ostatni, zeskoczyła z szafki, wrzuciła niedopałek do ubikacji i wróciła do Liz. – Ja jestem tutaj, bo moja rodzina ma forsę. W przeciwieństwie do Bebe nie uważam, by był to powód do szczególnej dumy. Żadna w tym moja zasługa, że chodzę do niepokalanek.
- Masz dosyć małżeństwa i życia w ogóle? Bryce tylko się roześmiał. - Ale konieczna jest dyskrecja. koniec, zwłaszcza wobec Alexandry. Ona nic ci nie zrobiła. Prawdę mówiąc, jesteś jej winna
Potem matka uparła się, by całą trójką poszli na kolację do Sali Renesansowej. Kolejna niebywała rzecz. Przy stole cały czas żartowała, rozświergotana niczym nastolatka. Ojciec też zachowywał się jakoś dziwnie: pił mniej niż zwykle, z czułością patrzył na matkę. - Naprawdę? - Skręciła na pełnym gazie w zjazd z autostrady. - Co niby mam sobie odpuścić? Rose zachichotała. Lokaje wnieśli kufer, złożyli jej ukłon i oddalili się. Alexandra skinęła głową swojemu nauczycielka. - Od razu skreśl Charlotte Bradshaw - przerwał mu bezceremonialnie. - Jej brat ma - To tutaj, dwadzieścia pięć.